Z wizytą w Norwegii – OSLO, cz. 3
przez Ola @ Listopad 10, 2022
Nasz ostatni dzień w stolicy Norwegii, zaczęliśmy od spaceru po bulwarze handlowym, nazwanym na cześć Króla Karola III Jana – Karl Johans gate.
Ten kilometrowy odcinek to główna ulica miasta, łącząca Pałac Królewski
z norweskim Parlamentem
Karl Johans gate nie jest niestety deptakiem, wyłączonym dla ruchu, ale i tak warto tam zajrzeć, ponieważ skupia wzdłuż siebie zielony skwer, Teatr Narodowy, budynek Uniwersytetu, no jak na ulicę handlową przystało, również sklepy znanych marek. Wspomniany wcześniej Pałac, po raz pierwszy stał się domem dla rodziny królewskiej w 1905 roku i jest nim do dziś. Dla zwiedzających udostępniane są tylko niektóre ze 170 pokoi, które można obejrzeć wyłącznie w okresie letnim, dokładnie od połowy czerwca do końca sierpnia i to wyłącznie z przewodnikiem. Nam nie było dane ze względu na wcześniejszy termin pobytu, dlatego poszliśmy dalej w miasto, bez większego żalu;)
Na tej samej ulicy, pod numerem 31 znajduje się Grand Cafe, XIX-wieczna kawiarenka mojego ulubionego norweskiego dramaturga – Henryka Ibsena, który mieszkał w Oslo przez 7 lat od 1850 roku i regularnie ją odwiedzał. Miał tam swój stolik, przy którym do dziś można zasiąść, by wypić kawę, a kto wie, może napisać nawet jakąś książkę…
Nina Witoszek w swojej książce – „Najlepszy kraj na świecie”, twierdzi, że „(…) dzisiejsza Norwegia jest krajem, któremu niewiele brakuje do Emiratów Arabskich czy Kataru, gdzie nie musi się robić nic innego, jak tylko cieszyć się życiem.” Spacerując po Oslo i przyglądając się jego mieszkańcom trudno się z tym nie zgodzić. Nikt nigdzie nie biegnie, za niczym nie goni, tylko zwyczajnie kontempluje codzienność, gdzie do celu chodzi się w swoim tempie i to często niespiesznie…
By tego doświadczyć, nie musiałam iść do parku, czy w inne spokojniejsze miejsce. To wszystko sprawia, że nawet na ulicy w centrum Oslo (podobnie jak w Kopenhadze) można się poczuć zrelaksowanym jak na prawdziwych wakacjach, w przeciwieństwie do Londynu. Niestety, w brytyjskiej stolicy turyści w centrum miasta nie mają szansy przyglądać się zabytkom, ponieważ zabiegani mieszkańcy niosą ich po chodnikach (czy do podziemnych stacji) swoją falą, której lepiej się poddać… niż zostać zdeptanym.
W takim błogostanie dotarliśmy do dawnej, typowo robotniczej dzielnicy - Grünerløkka, obecnie pełnej kolorów i hispsterskiego klimatu części Oslo. Znajdziecie tam mnóstwo second-hand’ów, kafejek oraz sztuki ulicznej, która rozjaśnia miasto nawet przy pochmurnym niebie…
Na to miejsce nie mieliśmy żadnego planu i chyba każdemu polecam po prostu kluczyć barwnymi uliczkami i chłonąć ten klimat…
W okolicy znajduje się food market - Mathallen, gdzie pod jednym dachem czekają na swoich gości punkty gastronomiczne z pysznościami z całego świata. Choć, trudno w to uwierzyć, to próżno szukać tam lokalnych przysmaków, co rozczarowało mnie już w 2018, podczas mojego pierwszego pobytu…
Oprócz typowych jadłodajni, można znaleźć tam stoiska spożywcze ze świeżymi produktami, z których już później w domowej kuchni można samemu być sobie szefem i wyczarować własne kompozycje smakowe.
Mimo, że niebo nadal pozostawało jasne, to wieczór był już w pełnym rozkwicie, dlatego musieliśmy pożegnać się z miastem,
by kolejnego dnia stawić się bez spóźnienia na stacji kolejowej, gdzie czekała na nas kolejna norweska atrakcja turystyczna, ale o tym już następnym razem.
Cdn…
Dodaj komentarz