Z wizytą na Bałkanach, cz. 4 – Czarnogóra – KOTOR
przez Ola @ Czerwiec 25, 2022
Na dalszym etapie naszej wyprawy na Bałkany czekała… Czarnogóra, na której teren dostaliśmy się bezpośrednim autobusem z Dubrownika.
Podróż do Kotoru, gdzie mieliśmy swoją docelową bazę, urozmaicona została kontrolą graniczną, pieczątką w paszporcie i przyjemnymi dla oka krajobrazami za oknem.
Przyjazd do Czarnogóry z Chorwacji był jednak dla mnie jak powrót do przeszłości, ze względu na tamtejsze otoczenie i mentalność jej mieszkańców. Mój błąd, że zestawiałam nowe miejsce, z tym, co jeszcze tak niedawno widzieliśmy w Dubrowniku, ale taka już nasza ludzka natura i trudno tego uniknąć.
Pasmo gór w Kotorze jest tak dominujące, że przez moją klaustrofobię początkowo trudno było mi tam oddychać. Udało się jednak z tym oswoić, a co więcej ich bliskość stała się atutem tego miejsca.
W ciągu swojej historii tożsamość Czarnogóry została ukształtowana przez dość silne wpływy sąsiedzkich, choć nie tylko sąsiedzkich krajów, przez co łączy w sobie cechy zarówno Bałkanów i Morza Śródziemnego. Swoją gościnnością przypominają Słowian, ale targują się jak typowi Południowcy:)
Mieszkaliśmy w sercu miasta, czyli w jego najstarszej części, która zajmuje łącznie 1km kw. powierzchni i jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Można wejść na nią od portu, Bramą Morską, Bramą Południową i Północną. Na Starym Mieście można wejść na mury miejskie (koszt €8), których szlak nie kończy się w granicach miasta, tylko prowadzi w góry, dlatego ich łączna długość wynosi 4,5km.
Spacerując po tym mieście, doszłam do wniosku, że Kotor jest zaniedbany jak wiele włoskich miasteczek, które z łatwością korzystają z napływowej turystyki, niestety mało przy tym dając gościom od siebie, szczególnie na Południu kraju. Być może, gdyby Czarnogóra była w Unii Europejskiej byłoby im łatwiej, a tak… płacą w Euro, a muszą sami martwić się o siebie…
Jak we Włoszech, autobusy jeżdżą w tym kraju bez rozkładu, a kierowcy nagminnie rozmawiają przez telefon komórkowy, wchodząc w zakręty górskich serpentyn, trzymając kierownicę tylko jedną ręką. Zdarzyło się nawet, że kierowca autobusu podmiejskiego zaparkował pod jakimś urzędem, zostawiając nas z włączonym silnikiem, by załatwić swoje sprawy… oczywiście w godzinach pracy, można? Można… i, co ciekawe, zaskoczeni tą sytuacją byliśmy tylko my:) To, co jeszcze rzuciło mi się w oczy podczas tego pobytu, to oszczędność światła w sklepach, które wyglądają na zamknięte i konieczność płacenia gotówką w wielu punktach miasta. O kolejnych powrotach do przeszłości wspomnę następnym razem, przy okazji kolejnych odsłon Czarnogóry.
Cdn…
Dodaj komentarz