Tea time, cz. 1

przez Ola @ Grudzień 9, 2014

Przez cały ostatni tydzień leczyłam swoje gardło, łykając przepisane mi medykamenty i… szczęśliwie znów słyszę swój głos;)
Wczoraj wróciłam do pracy i mogę swobodnie komunikować się ze światem… bez przymusowych powtórzeń – co za ulga!
W czasie kuracji miałam przykazane, by pić tylko ciepłe napoje, co z przyjemnością realizowałam, ponieważ jak już dobrze wiecie… do rozgrzewającej herbaty nie trzeba mnie namawiać, szczególnie w takie jesienno-zimowe dni.
Odwiedzając tematyczne sklepy tutaj, czy w Polsce zauważyłam, że niektórzy kupujący to już prawdziwy koneserzy, którzy traktują herbatę jak szlachetny trunek i chcą o niej wiedzieć dosłownie wszystko…
A, gdy się jeszcze trafi sprzedawca – gawędziarz, to już naprawdę trudno wyjść ze sklepu z małą torebką aromatycznego suszu;)
Podczas jednej z takich wizyt dowiedziałam się właśnie, że w Wielkiej Brytanii 40% wszystkiego, co się pije to… herbata, a to przekłada się średnio na jakieś skromne… 165 milionów kubków dziennie;) Sporo, ale w końcu mówimy o Wielkiej Brytanii, gdzie kiedyś 5 po południu była zarezerwowana wyłącznie dla filiżanki aromatycznej herbaty i maślanego ciasteczka…

3

Niestety, w obecnych czasach praca do późnych godzin nie pozwala tej tradycji trwać nadal, a młodsze pokolenie od cieplej herbaty dużo bardziej woli tę mrożona lub inne kolorowe napoje gazowane. Myślę jednak, że są jeszcze takie angielskie domy, w których godzina 5 ma swój dawny urok… choć niekoniecznie w samym Londynie, gdzie codziennie życie to tor wyścigowy, na którym nikt nie może zwolnić, ani tym bardziej się zatrzymać, ale wierzę, że są…
To nie koniec herbacianego tematu – wrócę do niego jeszcze przed weekendem, a tym czasem rozgrzewajcie się nią w te chłodne dni… bez względu na godzinę;)

Dodaj komentarz

Nie będzie publikowany

Jeżeli posiadasz