Urlop w Beskidzie Sądeckim, czyli… wakacje z mapą w ręku, cz.7
przez Ola @ Lipiec 25, 2014
Krynica – Łomnica Zdrój przez: Łabową i Halę Łabowską
Beskid Sądecki tworzą dwa główne pasma górskie – jeden z Radziejową – 1262m n.p.m, a drugi z Jaworzyną Krynicką – 1114m n.p.m. oraz Góry Leluchowskie – rozciągnięte pomiędzy Muszyną, a Tyliczem, zaraz przy granicy polsko-słowackiej.
Teren jest bardzo dobrze przygotowany dla spacerowiczów, rowerzystów oraz narciarzy, dlatego w zależności od sezonu, każdy znajdzie tam właściwy sposób, by dotrzeć do wyznaczonego punktu.
Według statystyk, lipiec w tamtych okolicach jest najcieplejszym, ale jednocześnie najbardziej deszczowym miesiącem, choć jak wiadomo z pogodą jest jak z loterią – wygranej nie da się zagwarantować, szczególnie w górach, czy nad morzem. My wybraliśmy się tam w czerwcu, by uniknąć najazdu sezonowych turystów i odpocząć wśród kojącej zieleni. Naszym priorytetem były po prostu spokojne wakacje i udały się podwójnie, ponieważ słońce też wtedy świeciło!!!
Kolejny dzień urlopu spędziliśmy na szlaku prowadzącym przez Halę Łabowską do Łomnicy Zdrój, gdzie tak na marginesie… od lat mieszka moja kuzynka ze swoją rodziną:)
Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy we wsi Łabowa, która z całą swoją malowniczą oprawą wprowadziła nas na docelową trasę …
Leśną ścieżką dotarliśmy na Halę Łabowską, gdzie na wysokości 1061m n. p. m. mieści się, działające od 1953 roku nieduże schronisko PTTK. Pamiętane jeszcze przez wielu z charakterystycznego, zielonego dachu, do dziś z powodzeniem służy amatorom górskich wędrówek, choć jak widać na moich zdjęciach… kolor dachu jest już częścią jego historii.
Schronisko stanowi turystyczny przystanek w dalszej drodze, która krzyżuje się dokładnie w tym miejscu kolorowymi szlakami…
i właśnie na jeden z nich wróciliśmy, zaraz po krótkim odpoczynku… i po szarlotce rzecz jasna:) Odprowadził nas uroczy kot, który jak się domyślam jest jednym z całorocznych mieszkańców tego schroniska.
Zejście do Łomnicy Zdrój jest urokliwe, ze starymi bacówkami i rozległymi widokami, choć chwilami też… bardzo strome. W związku z tym trzeba było częściej patrzeć pod nogi niż przed siebie… ale wspierając się na kiju, znalezionym po drodze… zeszłam bez najmniejszych otarć:)
Niestety nie starczyło nam już czasu na wizytę u wspomnianej kuzynki, ale… może następnym razem. Oby nie trzeba było czekać na wizytę w tym miejscu… kolejnych piętnastu lat.
Stamtąd, tradycyjnie już wsiedliśmy w ostatni pociąg, który przywiózł nas do Krynicy, gdzie odpoczywaliśmy w domu, siedząc nad mapą i planując kolejny dzień…
Cdn… a ja już życzę Wam miłego weekendu!
Dodaj komentarz