Weekend w Walii – Swansea & Mumbles
przez Ola @ Lipiec 21, 2014
Grzebanie w zdjęciach po powrocie z wakacji to symboliczne przedłużanie urlopu, ale przez to zrobiło się tu trochę… monotematycznie, dlatego postanowiłam na chwilę zejść z beskidzkiego szlaku i zabrać Was do… Cymru, czyli do Walii, gdzie spędziłam poprzedni weekend.
Ten wyjazd sprawił, że znów poczułam się jak na wakacjach – pakowanie niezbędnych rzeczy do plecaka, analizowanie przygotowanych tras przejść i nocleg poza domem. To był idealny moment na odkrywanie nowego lądu, ponieważ po powrocie z gór, nogi wciąż czuły niedosyt i… oczy też:)
Wyruszyliśmy z londyńskiej Victorii autobusem i choć starałam się rejestrować wzrokiem nowe miejsca po trasie, to i tak większość tej pięciogodzinnej drogi do Swansea przespałam;) Wygląda na to, że zaspało też słońce, bo nie wjechało z nami na teren Walii, a już za Cardiff niebo pociemniało na dobre i tak zostało do końca dnia. To był jednak za krótki pobyt, żeby narzekać na walijskie chmury i czekać spokojnie aż przestanie padać deszcz. Jak to mówią to nie pogoda jest nieodpowiednia, tylko ubrania, dlatego po godzinie od przyjazdu, wzięliśmy ze sobą urozmaicone wdzianka i ruszyliśmy pieszo w stronę Mumbles, którego nazwa w oryginalnym, walijskim języku nie ma żadnej samogłoski – Mwmbwls, więc wymówienie tego, to prawdziwe wyzwanie:)
Do celu mieliśmy jakieś 7 kilometrów, a gęstniejąca mgła coraz bardziej zabierała nam go z oczu.
Trzymając się konsekwentnie linii brzegowej… Morza Celtyckiego, szliśmy do przodu, dokumentując aparatem otoczenie
i bardzo późnym popołudniem udało nam się dotrzeć do miasteczka.
Tam, czas kurczył się niesmowicie, dosłownie ciemniało w oczach, dlatego musieliśmy zrobić szybkie rozpoznanie terenu, by tak jak to było wcześniej zaplanowane,
dotrzeć do tamtejszego molo, które jak się okazało na miejscu, było akurat wtedy w remoncie :(
Mimo to i tak byliśmy bardzo zadowoleni, ponieważ cel został osiągnięty i nasza wycieczka zakończyła się dokładnie tam, gdzie chcieliśmy – z widokiem na latarnię i wody Morza Irlandzkiego – w miejscu, gdzie można było jedynie zawrócić albo… popłynąć łodzią ;)
Łodzi dla nas nie podstawiono, a nie było też sensu wracać pieszo tą samą trasą, do tego w całkowitych ciemnościach, dlatego… spontanicznie postanowiliśmy wstąpić na drugą połowę meczu (Holandia – Brazylia) do lokalnego pubu i poczekać w towarzystwie Brains’a:) na ostatni autobus.
Po przyjeździe do Swansea, zaoszczędzony czas wykorzystaliśmy jeszcze na krótki spacer po mieście… a potem na zasłużony sen;)
Kolejny dzień w Walii zaczął się o g. 6.30, ale… o tym już następnym razem:)
2 komentarzy
Witaj Blogowiczko,
dziękuję za „umożliwienie” :) wypadu do Walii, już nie mogę się doczekać drugiego dnia…
Mgła czasami przeszkadza, ale też bywa tak że dodaje grozy lub uroku… zależy to od miejsca.
Jednak jak napisałaś, to nie pogoda jest zła, tylko ludzie są nieodpowiednio ubrani i tutaj …najważniejsze jest nastawienie psychicznie, pozytywne myślenie i ogólne zadowolenie. Na szczęście nie macie (mamy) z tym problemów:)
Świetne zdjęcia, gorąco pozdrawiam
by Manka on 22 lipca 2014 at 08:56. #
Dokładnie – pogoda to sprawa drugorzędna! Dzięki Mańka za miłe słowa, a na wycieczke do bardziej słonecznej Walii… zapraszam już jutro;)
by Ola on 22 lipca 2014 at 15:17. #