Z wizytą w Szkocji, cz. 7 – Loch Ness
przez Ola @ Sierpień 27, 2021
Nie mogliśmy wyjechać ze Szkocji bez zdjęć Loch Ness, dlatego dotarliśmy ponownie nad to okazałe, bo aż 37km jezioro, w przedostatni dzień naszego pobytu. Tym razem na trochę dłużej, a naszą bazą wypadową był Fort Augustus - malutka wioska, przez którą przepływa Kanał Kaledoński, łączący wschodnie wybrzeże Inverness z zachodnim wybrzeżem Fort William.
Od teraz Fort Augustus będzie mi się kojarzył nie tylko z jeziorem, czy kanałem, ale i z pysznym croissantem zrobionym z mąki wieloziarnistej z nadzieniem jagodowym, którego zjadłam do równie pysznej kawy, kupionej w tej samej kafejce – „Caledonian Canal Centre & Lock Chambers”, zlokalizowanej po stronie kwietnego Nessie, widocznego na poniższym zdjęciu.
Podobiznę potwora, o którym słyszeli chyba wszyscy, można znaleźć dosłownie wszędzie, ale trudno się temu dziwić, skoro był „widziany” w jeziorze już kilkakrotnie. Chętni sławy turyści wciąż przyjeżdżają tam z nadzieją na wspólne spotkanie, wywożąc na pocieszenie pamiątki zakupione w lokalnym sklepie:) Pierwsze wzmianki o potworze z Loch Ness miały miejsce w VI wieku, kiedy to według legendy, irlandzki misjonarz – św. Kolumba rzekomo wskrzesił człowieka, śmiertelnie zranionego przez nieznaną kreaturę lub jak głosi inna legenda, uratował życie zaatakowanemu, robiąc przed nią znak krzyża. Worek takich, czy podobnych opowieści rozsypał się w latach dwudziestych oraz trzydziestych XX wieku, kiedy to „naoczni” świadkowie spotkań z Nessim, z pełnym przekonaniem przedstawiali swoje historie, opisując go jako garbatego węża z małą głową, czy nieznany gatunek foki lub ryby. W 1934 świat obiegło zdjęcie jeziora, ukazujące owego mieszkańca, czego następstwem były poszukiwania stwora przez lokalne jak i międzynarodowe ekspedycje z użyciem specjalistycznego sprzętu, choć jak do tej pory bezskuteczne. Dopiero na łożu śmierci, autor zdjęcia, które swoją droga przeszło do historii, przyznał, że bohaterem jego fotografii była wykonana przez niego gliniana figura, imitująca potwora, która na potrzeby zdjęcia ciągnięta była przez zabawkową łódź podwodną.
Za sprawą torfu, który leży na głębokości aż 230m, woda tego słodkowodnego jeziora jest bardzo ciemna i orzeźwiająco chłodna:) Jego średnia temperatura w roku to zaledwie 5,5 stopnia Celsjusza, choć co ciekawe w ogóle nie zamarza zimą. Powyższe dane raczej nie zachęcają do kąpieli, ale w jego historii można znaleźć m. in. wyczyn 18-letniej wówczas Brendy Sherratt, która w 1966 roku, przepłynęła 36km w niecałe 32 godziny. My też skorzystaliśmy z opcji zobaczenia jeziora z wody, tyle, że podczas rejsu statkiem… było cudnie!
Podobno do dziś mieszkańcy Szkocji wierzą w istnienie potwora i wciąż ze strachem spoglądają w stronę jeziora. Co więcej, w sąsiednim – Loch Lochy mieszka Lezzie, o której wspomniano w 1929 roku, ale pomimo poszukiwań w latach 90-tych, nie trafiono tam jeszcze na żadne ślady jej istnienia.
Może komuś w końcu się uda, a może… lepiej, żeby zostało tak jak jest, co zachęca turystów w różnym wieku do odwiedzin tego wciąż tajemniczego miejsca.
Polecam i ja… zarówno Loch Ness jak całą Szkocję!!!
Dodaj komentarz