Z wizytą w… Budapeszcie
przez Ola @ Styczeń 17, 2020
Odkąd pamiętam to Sylwester nigdy nie należał do moich ulubionych imprez roku, a wiele z tych, organizowanych w sprawdzonym gronie, ominęło nas ze względu na pobyt na Wyspach. Tradycyjnie już, w tym ostatnim dniu roku nie chciałam tańczyć z przyklejonym do twarzy uśmiechem, dlatego jak już wiecie, wybraliśmy się na kilka dni do stolicy Węgier, by zakończyć rok bez zbędnego nadęcia i przy okazji odkryć ten nieznany nam dotąd ląd…
Zaraz po przyjeździe cudownie zaskoczyła nas pogoda, sugerując bardziej przedwiośnie niż środek zimy. Słońce towarzyszyło nam przez cały pobyt, rekompensując pochmurne niebo w okresie Świąt…
Według dawnego podziału mieszkaliśmy po lewej stronie Dunaju, czyli w Peszcie,
dużo bardziej miejskim niż pagórkowata Buda.
W 1849 roku oba brzegi rzeki połączył pierwszy most – łańcuchowy
i tak oto powstał Budapeszt, który z łatwością można zwiedzać, zarówno komunikacją miejską i jak w naszym przypadku… na pieszo.
Uwielbiam miasta, przez które przepływa rzeka, dlatego już pierwszego dnia spacerowaliśmy wzdłuż nabrzeża, by złapać oddech i przejrzeć się stolicy Węgier z innej perspektywy. Idąc nabrzeżem, łatwo zauważyć różnicę w krajobrazie, do którego tęsknię na co dzień i nie chodzi tylko o błękit nieba, czy skąpane w słońcu miasto, ale… o jego harmonię.
Jak daleko okiem sięgnąć, to ani po lewej, ani po prawej stronie Dunaju nie widać szklanych domów, szkaradnych wieżowców, czy pozbawionych gustu punktów usługowych, a jedyne, co góruje nad jednolitą zabudową to… strzeliste wieże zabytkowych kościołów, przywołując obraz dawnego Paryża, czy Warszawy.
Przyjemność spacerów po mieście dopełniały liczne kafejki, z kawą płaconą już w setkach… forintów:),
rozległe parki (jak Varosliget – z kompleksem budynków, zaprojektowanych na Tysiąclecie przez Ignacego Alpara, obrazujących ewolucję węgierskiej architektury)
i całe mnóstwo innych, lokalnych atrakcji od muzeów aż po baseny termalne.
Nad rzeką, na wysokości budynku Parlamentu, warto zatrzymać się na chwilę przy rzeźbie porzuconych 60 par butów, które upamiętniają śmierć setek ofiar w latach 1944-1945. Niestety, patrząc na podejście niektórych turystów do tego historycznego symbolu, można szybko stracić wiarę w ludzi.
Nowy Rok spędziliśmy po prawej stronie Dunaju,
zachwycając się spokojem, tamtejszym zamkiem i… Twierdzą Rybaka,
a także kolejnymi miejskimi widokami…
Nie mogliśmy oczywiście wyjechać z Budapesztu bez spróbowania ich białego wina oraz tradycyjnego gulaszu, za który na Węgrzech płaci się już w tysiącach, a samą paprykę suszoną można kupić nawet w sklepach z pamiątkami:))
Koniecznie się tam wybierzcie!
Dodaj komentarz