Z desperacji…

przez Ola @ Grudzień 4, 2012

Do tego, że oprócz klientów odwiedzają nas w sklepie również złodzieje, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Niektórzy z nich jak dobrzy znajomi, chętnie wracają, czasem nawet pozdrawiają od samego wejścia, uśmiechając się szeroko. Podczas tych odwiedzin albo czekają cierpliwie na odpowiedni moment albo błyskawicznie nabywają konkretny produkt… dużo mniej tradycyjną drogą niż pozostali klienci…

Kiedy dzisiaj znów usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk bramek, ruszyliśmy dzielnie do celu, by ratować sklepowe mienie. Tym razem, mężczyzna w średnim wieku chciał wyjść od nas z golarką Philipsa, omijając szerokim łukiem dział z kasami… Chłopcy myśleli, że będą gonić go przez pół miasta, a tu niespodzianka… Pan, na widok naszej zorganizowanej ekipy:) wrócił do środka i co więcej, poprosił grzecznie, by zawiadomić policję… Nie było mowy o ukryciu naszego zdziwienia, bo takiej sytuacji jeszcze nie doświadczaliśmy. Zwykle konwersacja, o ile w ogóle takowa przebiega, jest w zupełnie innym tonie… Przez to, mój szef, również inaczej niż zwykle, postanowił darować człowiekowi winę, prosząc spokojnie, by oddał, co wziął i wyszedł ze sklepu bezpowrotnie… Nasz gość nie chciał jednak skorzystać z laski i po raz kolejny poprosił o przyjazd policji… a że „klient nasz pan”, to jego prośba została spełniona… Po kilku minutach mieliśmy w sklepie czterech policjantów, ale finał zdarzenia był jeszcze bardziej zaskakujący niż mogliśmy przypuszczać… Okazało się wkrótce, że pan pochodzi z Rumunii, a Anglia z jakiegoś powodu, nie stała się dla niego „wyspą szczęśliwą”. Powiedział, że zrobił to z desperacji i ze strachu o następny dzień. Chciał po prostu kolejną noc spędzić w ciepłym miejscu i ostatecznie… być deportowanym do swojego kraju…

Angielska policja, to nie tylko służby mundurowe, to przede wszystkim ludzie, którzy są po to, by pomóc… Bardzo długo z nim rozmawiali i mam nadzieję, że wspólnie znaleźli jakieś rozwiązanie, by koszmar emigracji tego człowieka, nie miał dalszych, jeszcze bardziej poważniejszych konsekwencji…  Po raz kolejny życie pokazało, że nic nie jest takie jakim się wydaje, że można być ogromnie samotnym w mieście pełnym ludzi… To ten ciągły bieg codzienności pozbawia nas wrażliwości na innych i ich problemy, a oni muszą aż tak „krzyczeć”, by zostali zauważeni… Przerażające!

Aaa… nawiązując do mojego „egzaminu”, to skończył się dopiero o godz. 20 i wróciłam do domu wykończona! W ciągu tego dwugodzinnego spotkania miałam     test na poziomie teoretycznym z jedną osobą, a następnie praktykę na sklepie z drugą… Było stresująco, ale jestem z siebie zadowolona i teraz pozostaje mi czekać na „wywieszenie” listy przyjętych:) Czas pokaże…

Dodaj komentarz

Nie będzie publikowany

Jeżeli posiadasz