Z wizytą w Portugalii, cz. 6 – LIZBONA, odsłona trzecia, ostatnia.
przez Ola @ Listopad 26, 2019
Snując dalszą relację ze zwiedzania słonecznej Lizbony muszę zatrzymać się na chwilę przy dzielnicy CHIADO, gdzie zajrzeliśmy z uwagi na opinię „kulturalnej duszy miasta”.
Jej nazwa pochodzi od poety – Antonio Ribeiro, który mieszkał tam w XVI wieku i nosił przydomek Chiado. Dawniej, dzielnica ta przyciągała lokalnych twórców, pisarzy i całą najlepszą, „artystyczną śmietankę”.
Niestety, współcześnie, przez prestiż i wzrost popularności, stała się modna, a jak wiadomo, za modą podążają pieniądze, dlatego szybko stała się również jedną z najdroższych dzielnic Lizbony. Obecnie, odwiedzana jest głównie dla ulicy handlowej – Rue Garrett i niestety, wraz z pojawieniem się tam łowców trendów, zatraciła swój artystyczny charakter. Szkoda, bardzo szkoda!
O ile początek pobytu w Lizbonie był prawdziwie spokojnym smakowaniem miasta, to końcówka była już trochę wyścigiem z czasem. Wiedzieliśmy, że i tak nie jesteśmy w stanie zobaczyć wszystkiego, dlatego tradycyjnie, zaplanowaliśmy sobie wypad za miasto, by poznać również okolicę. Wspomniany plan zaprowadził nas do CAIS DO SODRE – dawnej wioski rybackiej, a obecnie jednej z dzielnic stolicy Portugalii, skąd pociągiem podmiejskim pojechaliśmy na kolejne, ale już ostatnie spotkanie z oceanem, o czym opowiem Wam następnym razem…
Jak zdążyliśmy się zorientować – Cais do Sodre – słynie głównie z mieszczącego się tam targu – „Mercado da Ribeira”, otwartego w 1892 roku przy Avenida 24 de Julho 50. Oferuje kupującym świeże ryby, owoce, warzywa i wszystko to, z czego słynie ten kraj.
Od pięciu lat, w jednej z dwóch hal „Mercado da Ribeira”, działa „Time Out Market”, skupiający ponad 30 punktów gastronomicznych, serwujących lokalne specjały, choć nie tylko lokalne. Jednak, o ile hala „Time Out” jest czynna do późnych godzin nocnych, to targ spożywczy i pchli targ już tylko do sjesty, czyli do godz. 13 lub 14, dlatego chęć zobaczenia jej wewnątrz po powrocie z naszej wycieczki nie mogła się ziścić;) Mimo to, łatwo pogodziliśmy się ze stratą, ponieważ myślami byliśmy już na naszej docelowej stacji:) Mówiąc o stacji, nie mogę pominąć wizyty w nowoczesnej dzielnicy ORIENTE, gdzie konstrukcja zadaszenia peronów głównego dworca kolejowego była inspiracją dla tworzących przystanek przesiadkowy w centrum Łodzi, do dziś robiącego wrażenie nie tylko na odwiedzających miasto, ale i na samych mieszkańcach. Tak się akurat złożyło, że miałam okazję osobiście porównać obie konstrukcje i to w tym samym miesiącu, ale dziś, kontynuując lizbońskie wspomnienia, pozostanę przy oryginale;) Dworzec Oriente oddano do użytku w 1998 roku, ale przez swoje surowe, betonowe wnętrze, sprawia wrażenie nieskończonego.
Dalszy spacer po okolicy zaprowadził nas bezpośrednio na promenadę, skąd można podziwiać kolejną, imponującą konstrukcję – most im. Vasco da Gamy, który tym razem przypominał mi ten, łączący Kopenhagę ze szwedzkim Malmö i… zarazem akcję mojego ulubionego serialu kryminalnego – „Most nad Sundem”.
Nad głowami przechodniów, w turystycznym tempie przemieszcza się kolejka gondolowa, pozwalając na oglądanie miasta z perspektywy drona.
Okolice stacji z Oriente były ostatnim etapem naszego miejskiego zwiedzania, skąd późnym wieczorem dostaliśmy się na lotnisko, by przed północą wrócić do Londynu i zakończyć nasze jesienne wakacje.
Zanim jednak na dobre pożegnam się z Portugalią, zabiorę Was jeszcze w dwa miejsca. Najbliższa relacja jeszcze przed Mikołajkami;) a tymczasem pozdrawiam Was serdecznie z Krainy Deszczu, czyli z Londynu.
Praktyczne informacje:
1. Lotnisko połączone jest z centrum Lizbony komunikacją miejską. Najszybszy dojazd zapewnia czerwona linia metra – Vermelha np. ze stacji Almeda do portu lotniczego (Aeroporto) przez Dworzec kolejowy – Oriente. Kursuje od 6.30 rano do godz. 1 w nocy. Lotnisko ma dwa terminale, pomiędzy którymi kursuje bezpłatny autobus.
2. Nie ma chyba nieodpowiedniego miesiąca na urlop w Portugalii. O każdej porze roku każdy odwiedzający znajdzie tam coś dla siebie. Przed wyjazdem przeczytajcie książki; „Lizbona - miasto, które przytula” i… „Nocny pociąg do Lizbony.”
3. Słynne, żółte tramwaje to symbol stolicy, ale także jeden z podstawowych środków transportu, dlatego są wszędzie, nie tylko na pocztówkach. Te najbardziej wycieczkowe trasy przejedziecie tramwajem nr 24 i 28.
4. Najstarszym parkiem w Lizbonie jest Jardim das Amoreiras, gdzie przy okazji można zajrzeć do… Muzeum Wody. Czynne codziennie od 10 do 17, wstęp w cenie €3.
5. Natomiast wizytę w Muzeum Historii Naturalnej można połączyć ze spacerem po tamtejszym Ogrodzie Botanicznym, który powstał w 1873 roku.
6. Lizbona to również pyszne jedzenie i o ile w Polsce podobno możemy jeść ziemniaki na 365 sposobów, to w portugalskiej kuchni królują ryby. Ich smakosze będą wniebowzięci;)
Cdn…
Słowo od… Petera Bieri
przez Ola @ Listopad 17, 2019
„Gdy czas życia się kurczy, nie obowiązują już żadne reguły. A potem wygląda to tak, jakby ktoś oszalał i nadawał się do czubków. Ale w zasadzie jest odwrotnie – tam powinni się znaleźć ci, którzy nie chcą przyznać, że czas ucieka. Ci, którzy dalej postępują tak, jakby nic się nie działo.”
Z wizytą w Portugalii, cz. 5 – LIZBONA, odsłona druga
przez Ola @ Listopad 15, 2019
Jak na południe Portugalii przystało, w stolicy kraju słońce grzało jeszcze mocniej niż w Porto, dlatego mimo wczesnej jesieni nadal przemierzaliśmy miasto w koszulkach na krótki rękaw.
Kontynuując zwiedzanie tej najbardziej wysuniętej na Zachód europejskiej stolicy, trafiliśmy do dzielnicy ESTRELA, dokąd przywiózł nas słynny tramwaj nr 28.
Klucząc jej spokojnymi ulicami, wbrew lokalnej ciekawości, skusiliśmy się na kawę w duńskiej kafejce – Copenhagen Coffee Lab, która nie bez powodu chyba znalazła się na naszej drodze:) Kawa była wyśmienita, podobnie jak całe to minimalistyczne wnętrze
no i… oczywiście późniejszy spacer po okolicy także:)
Dotarliśmy do dzielnicy BELEM, skąd, w 1497 roku, Vasco da Gama wpłynął w morze, by tą drogą dotrzeć do Indii.
Idąc lub jadąc na hulajnodze szeroką promenadą wzdłuż rzeki Tag (Rio Tejo), oprócz Pomnika Odkrywców, zobaczyliśmy również z bliska most – „25 kwietnia” (Porto 25 de Abril), który oddano do użytku w 1966 roku i który do złudzenia przypomina most Golden Gate w San Francisco oraz Forth Road Bridge w stolicy Szkocji.
Jego długość to 2277m, z sześcioma pasami ruchu, przez co chyba dostępny jest tylko dla samochodów oraz pociągów. Obecna nazwa upamiętnia „Rewolucję Goździków” z 1974 roku, dzięki której doszło do upadku ówczesnej dyktatury. Na końcu, kilometrowego odcinka promenady, czeka na zwiedzających wieża Belem – symbol XVI-wiecznej potęgi,
a w jej niedalekim sąsiedztwie, ale już po drugiej ulicy jeden z najważniejszy zabytków Portugalii – Klasztor Hieronimitow (Mosterio dos Jeronimos).
Obowiązkowym punktem na mapie przy okazji wizyty w Belem jest także wizyta w „Pasteis de Belem”, w której sprzedawane są słynne w Lizbonie i w całej Portugalii – „Pastel de nata”, tworzone tam według receptury zakonników z powyższego Klasztoru. Nie mieliśmy możliwości zobaczyć tego słodkiego przybytku od środka, ponieważ kolejka na zewnątrz ostatecznie zmieniła nasze plany co do zakupu tych ciastek. Bez większego żalu, z uwagi na to, że nie były już wtedy dla nas żadną nowością, ponieważ jedliśmy je w Porto i… przyznam szczerze, że nie są nawet w pierwszej piątce moich ulubionych. Przepraszam wszystkich wielbicieli:)
Warto wspomnieć, że dzielnica Belem to również mekka kultury, gdzie oprócz wrażeń duchowych i smakowych, zwiedzający mogą doświadczyć również wrażeń wzrokowych, zaglądając na przykład do tamtejszych muzeów takich jak Muzeum Archeologiczne, MAAT (Muzeum Sztuki, Architektury i Techniki), Muzeum Elektryczności, czy Muzeum Kombatanta.
Dzielnicę Baixa, o której pisałam w poprzednim wpisie tutaj łączy z kolejną dzielnicą - BAIRRO ALTO punkt widokowy - Miradouro de Sao Pedro de Alcantara. Osoby, które nie mogą dotrzeć tam pieszo, mogą skorzystać z tramwaju – Elevador da Gloria i po kilku minutach cieszyć oczy kolejną panoramą Lizbony.
Jak już o żółtych wagonikach mowa to warto też wsiąść w Elevador da Bica, który działa od 28.06.1892 roku i w cenie standardowego biletu miejskiego pokonać wzniesienie między Rua Sao Paulo i Largo Calhariz. Nie da się nie zauważyć, że tą najbardziej popularną wśród turystów jest jednak Elevador da Santa Justa i adekwatnie do nazwy jest to nie tramwaj, a stabilna winda, zakończona tarasem widokowym, odwiedzanym do późnych godzin.
Patrząc na wygląd niektórych zakątków Bairro Alto, czy to z domu, czy z góry, trudno uwierzyć, że mieszkała tam kiedyś arystokracja. W ciągu dnia wydaje się być bezludna, natomiast wieczorami gwar turystów na równi z otwartością towarzyskich mieszkańców wręcz wylewa się na te wąskie ulice, zmieniając charakter tego miejsca o 180 stopni.
Z uwagi na hałas, nie wszystkim rezydentom się to podoba, dlatego, wszystkie lokale gastronomiczne mają obowiązek zamknąć swoje drzwi do godz. 3 rano. Idealnie smakuje tam nalewka wiśniowa – „Ginjinha”, pochodząca właśnie z Lizbony i będąca kolejną po winie z Porto, dumą narodową Portugalii. Co zabawne, pije się ją często na stojąco, przy barze jak tradycyjną, czarną kawę we Włoszech. My, wielbiciele owoców pestkowych też musieliśmy ją kupić i to jeszcze przed powrotem do Londynu przekonać się jak smakuje – w efekcie… żadna wisienka się nie zmarnowała;)
Cdn…
Słowo od… Fernando Pessoa
przez Ola @ Listopad 10, 2019
„… nieświadomość to fundament życia. Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić.”