Słowo do Słowa

Capri to dawne miejsce wypoczynku cesarzy rzymskich, a teraz bez wątpienia jedno z ulubionych wakacyjnych kierunków wsród współczesnych celebrytów i zamożnych turystów. W tej części wyspy zwiedzanie wiąże się zakupami w firmowych sklepach oraz sączeniem limoncello i aperolu w najdroższych restauracjach w mieście. Ale wystarczy dotrzeć na szczyt sąsiedniego Anacapri, by poczuć dominację natury i utwierdzić się w przekonaniu, że największym bogactwem jest przyroda.

Punkt widokowy – Monte Solaro umiejscowiony jest prawie 600m n. p. m. na który można dostać się zarówno wyciągiem krzesełkowym z Piazza Vittoria (cena w jedną stronę €7, w obie €12)

lub na pieszo. Mimo, że wzniesienie nie jest duże to zdecydowanie odradzam jakiekolwiek sandały, czy baleriny,

za to doradzam zabranie ze sobą kremu z mocnym filtrem i kapelusza, nawet w październiku.

Po dotarciu na miejsce nie pozostaje już nic innego jak tylko kontemplowanie i… komplementowanie zastałej rzeczywistości.

Monte Solaro nazywane jest „łapaczem chmur”, ponieważ pod wpływem mieszanki morskiego i górskiego powietrza tworzy się charakterystyczna korona obłoków, widoczna wieczorami, szczególnie jesienią.

Warto dodać, że w tym miejscu turyści chodzą już w traperach, a nie w lakierowanych mokasynach, noszą plecaki zamiast toreb znanych projektantów i od epatowania bogactwem, wolą piknik pod wiszącą skałą w towarzystwie kozic górskich:)

Dlatego tym bardziej nie chciało nam się stamtąd schodzić do portu,

ale na szczęście to nie była ostatnia taka wyprawa podczas tegorocznego pobytu w Kampanii…

choć już na stałym lądzie:)

„Capri c’est fini” jak śpiewał przed laty Herve Villard, ale ja już teraz zapraszam na kolejne relacje z południowych Włoch…