Miesiąc w obiektywie – MARZEC 2021
przez Ola @ Kwiecień 8, 2021
Kilka dni temu minął dokładnie rok, kiedy przyleciałam z Londynu specjalnym „samoLOTem” z konkretnym planem jedynie na pierwsze dwa tygodnie pobytu w kraju. W pierwszym kwartale roku, gdy wszystko było wielką niewiadomą, chciałam przeczekać ten chaos wśród najbliższych, a jak się później okazało, zostałam w Polsce na prawie… pół roku:) Początkowo, objęta obowiązkową kwarantanną, wypatrywałam wiosny tylko zza okna, a coraz to mocniejszym słońcem, mogłam cieszyć się wyłącznie na balkonowych posiadówkach, dlatego radość tego pierwszego, wiosennego spaceru pamiętam do dziś…
Mimo, że obecnie na świecie codzienność jest podobna do tej sprzed roku, to jednak ja jestem już w zupełnie innym miejscu niż wtedy i w zupełnie innym nastroju - „nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle naiwna, że ośmielam się w to wierzyć.” Musi być dobrze… i będzie!
W zeszłym roku, kiedy wyjeżdżaliśmy z Anglii, było tu jeszcze chłodne przedwiośnie, a wróciliśmy, kiedy kończyło się lato, dlatego tym bardziej teraz cieszą mnie wyraźne oznaki budzącej się wiosny, tej najbardziej soczystej pory roku…
W ciągu ostatnich 12 miesięcy pandemia już kilkakrotnie pokrzyżowała nasze plany wyjazdowe i niestety w minionym także… Nie udało nam się dotrzeć do Krakowa na koncert zespołu „Raz, Dwa, Trzy”, ale zaplanowany wcześniej urlop, musiałam wykorzystać do końca marca. Mimo, że początkowa perspektywa wakacji w mieście nie budziła mojego entuzjazmu, to postanowiłam podarować sobie ten czas i spędzić go możliwie jak najlepiej. Za cel obrałam długie, dotleniające spacery – najpierw w lesie na Highgate…
następnie w pobliskich parkach północnego Londynu – Golders Hill Park…
i Hampstead Heath…
Po tym obcowaniu z naturą, przyszedł dzień, kiedy wybrałam się do centrum miasta, by wspólnie z Małżonem popstrykać fotki w dzielnicy Belgravia. Losy jej mieszkańców jeszcze niedawno śledziliśmy w serialu kostiumowym o tym samym tytule, a mimo upływu czasu, w rzeczywistości nadal zachwyca mnóstwem uroczych i bardzo fotogenicznych miejsc, z eleganckimi kamienicami i małymi, tematycznymi sklepikami. Myślę, że warto tu wrócić jak już zdejmą z nas te pandemiczne kajdany, kiedy na dobre otworzy się gastronomia i znów będzie gwarnie na ulicach…
Z sentymentem zajrzeliśmy na Chelsea, gdzie po raz pierwszy zapoznawaliśmy się z tym terenem w 2005 roku.
Przypadkowo spotkaliśmy się z „kobitką”, z którą zrobiłam sobie wtedy zdjęcie widoczne poniżej i które 7 lat później, rozpoczęło moją przygodę z blogowaniem… Cóż, tyle czasu minęło, a ona wciąż tam siedzi:)
Wracając do MARCA, w którym jak wiadomo jest… „jak w garncu”, to na początku miesiąca doświadczyliśmy iście listopadowych mgieł,
a ostatni wtorek był za to najcieplejszym dniem tego miesiąca od… 53 lat, grzejąc nas dokładnie temperaturą 24,5 stopnia Celsjusza. Przez całe półtora tygodnia urlopu nie miałam tak wakacyjnej pogody dla siebie, ale nie mogę na nią narzekać, bo naprawdę bardzo dobrze się spisała. Kiedy raz, czy dwa uziemiła mnie w domu ulewnym deszczem, to czytałam zaległe artykuły, zgłębiałam dalej swój francuski i pisałam polskie CV, by uaktualnić to sprzed prawie 20 lat:) Z przyjemnością też poszerzałam swoje kulinarne horyzonty…
i relaksowałam się na wszelkie możliwe sposoby.
Na ostatnim etapie tego miejskiego wypoczynku, wciągnęłam się w „Des” – filmową historię szkockiego mordercy Dennisa Nilsena, serial – „Manhunt” oraz książkę – „Sanatorium”. Jak tylko się wypogodziło wybrałam się jeszcze z koleżankami z pracy na plotki pod gołym niebem,
a dwa dni później byłam już służbowo w… Portsmouth, którego nie widziałam od sierpnia 2019 roku.
W sierpniu ubiegłego roku za to pisałam Wam o moich poszukiwaniach zapachu na jesień. W czołówce miałam wtedy kompozycję duetu Van Cleef i Arpels… Bois D’Amande (drzewo migdałowe). Minęła jesień, minęła zima aż w końcu ostatecznie zdecydowałam się na ich zakup i.. zamówiłam… Bois Dore (drzewo złote). Kiedy zaczęłam ich używać odkryłam swoją pomyłkę, ale w tym przypadku, towar dotknięty uznaje się za sprzedany, więc zostały ze mną. Na szczęście odpowiada mi ten rodzaj drzewa, choć jak za chwilę będziemy pobijać tutaj kolejne rekordy ciepła, to będą za ciepłe i trzeba je będzie zamienić miejscem z czymś znacznie lżejszym:)
Kończąc teraz to wręcz przyrodnicze podsumowanie, życzę Wam zdrowia oraz wiosny, przede wszystkim tej w sercu i powtarzając za Stanisławem Lemem… „bądźcie dobrej myśli, bo po co być złej!”
Dobranoc!
Dodaj komentarz