Miesiąc w obiektywie – MAJ 2021
przez Ola @ Czerwiec 2, 2021
Jak co roku, początek MAJA to na Wyspach długi weekend, więc zgodnie z kalendarzem pierwszy poniedziałek miesiąca był wolny od pracy. Wyruszyliśmy na całodzienny spacer po dzielnicy Islington i Haggerston, by przy okazji być jak najbliżej wody, która każdemu miastu nadaje niepowtarzalny charakter.
Wszędzie czuć już było wiosnę, a zieleń zaczęła wyraźnie dominować swoim kolorem w naszym otoczeniu, co dodatkowo umilało każdą chwilę spędzoną na zewnątrz…
Pogoda była jednak tak zmienna, że Londyn w tym temacie śmiało mógł się równać z Islandią, gdzie sprawdza się lokalne powiedzenie, by w przypadku niezadowolenia z aury poczekać 10 minut, bo na pewno się zmieni i… zmieniała się, choć niekoniecznie na tę lepszą, ale świeżość powietrza po takim majowym deszczu jest w mieście nieoceniona:)
Po pracy, czy w wolne niedziele wykorzystywaliśmy każdą chwilę, by powłóczyć się wspólnie po mieście, zaglądając to tu, to tam i uwiecznić Londyn na pamiątkowych fotkach.
Podczas takiego spaceru spotkaliśmy współlokatora z naszego pierwszego, londyńskiego mieszkania i co najfajniejsze, mimo upływu lat, wciąż jest tym samym „Piotrusiem Panem”, którego pamiętamy, co dało nam możliwość spędzenia popołudnia tak jakby tych 16 lat niewidzenia się w ogóle nie było…
Wybraliśmy się wspólnie do Holland Park, którego kwiatostan, przygotowany przez tamtejszych ogrodników, nie pozwalał przejść obojętnie…
A, że maj to mój imieninowy miesiąc, to kwietnie było też w domu…
Niestety musiałam pożegnać na zawsze mój czytnik – Kindle, który regenerował się w „ryżowej pierzynie” prawie dwa miesiące, ale nie odzyskał już swojej mocy. Bardzo żałuję, ponieważ towarzyszył mi w podróżach przez 9 lat. No, coż pozostaje uszanować to, że postanowił odpocząć od magazynowania mojego elektronicznego księgozbioru, ale, że natura nie lubi próżni, to w ramach imieninowego prezentu od Małżona, jedzie do mnie nowy model. Już nie mogę się doczekać, choć oczywiście tradycyjne czytanie nadal sprawia mi ogromną przyjemność i nie zamierzam go porzucić. Teraz właśnie wnikam w historię górskiego sanatorium w książce Sarah Pearse.
Długi weekend pozwolił mi na przygotowanie ciasta jogurtowego z morelami przepis tutaj, i tym samym chociaż trochę osłodziłam sobie stratę mojego czytnika. Morele zawsze kojarzą mi się z dzieciństwem, a dokładnie z moimi dziadkami, u których miałam te owoce na wyciągnięcie ręki, bo prosto z drzewa. Ciasto wyszło pyszne, idealne do popołudniowej prasówki, dlatego szczerze polecam i nie tylko z morelami.
Magazyn „Breathe” zabieram ze sobą do pociągu, a miałam ku temu ostatnio sporo okazji, ponieważ w ciągu czterech tygodni odwiedziłam Cambridge trzykrotnie, w tym dwa razy służbowo. Jednak zwiedzanie późnym popołudniem to nie to samo, co całodzienna wycieczka za miasto…
dlatego wróciłam tam ponownie w ostatni poniedziałek maja – kolejny ustawowo dzień wolny od pracy, tyle, że już z Małżonem.
Nie był w Cambridge dobrych kilka lat, dlatego zapragnął odświeżyć sobie turystyczne trasy, które kiedyś pokazywaliśmy naszym gościom,
ale jak to my, nie do końca się tych tras trzymaliśmy, tym razem także:)
W tak sielskiej okolicy urządziliśmy sobie pierwszy w tym roku piknik na trawie z domową sałatką, w której zdrowo namieszałam przed wyjazdem:) W pudełku znalazł się: pęczak, quinoa, pieczony batat, pomidory suszone, groszek zielony, liście szpinaku, rukoli, ser feta, czarnuszka i świeży ogórek.
Moc pożywnych składników dała nam energię na cały dzień zwiedzania, podczas którego pogoda była iście wakacyjna, dlatego zostaliśmy aż do samego wieczora.
To tyle w maju, pozdrawiam i życzę udanego miesiąca!
Dodaj komentarz