Miesiąc w obiektywie – Lipiec 2020
przez Ola @ Sierpień 26, 2020
Z początkiem miesiąca, przy sprzyjających okolicznościach anulowania trzeciej już daty wylotu do Londynu na 2 LIPCA, rozpoczęliśmy kolejny przejazd po rodzinnych miastach. Gdynia na „do widzenia” pożegnała nas pięknym niebem…
Na Kujawach udało nam się pomalować kolejny pokój, a na ziemi łódzkiej upiększyć wewnątrz letni domek teściów i popracować trochę na samej działce…
Na ostatniej prostej przed wylotem do Anglii, obiecałam sobie spacer po Piotrkowskiej, którą lubię odwiedzać przy okazji każdej wizyty w Łodzi.
Przez pierwszy rok po maturze i przeprowadzce z małego miasta, mieszkałam w bezpośrednim sąsiedztwie tej najdłuższej handlowej ulicy Europy, dlatego nie mogłam teraz wyjechać tak bez pożegnania. Udało nam się też spotkać ze znajomymi, których nie widziałam od jesieni, pospacerować wspólnie po centrum
i nadrobić czas przy daniach kuchni gruzińskiej. Dzień zakończyliśmy w kompleksie fabrycznym – „Off Piotrkowska”, o którym już wcześniej pisałam
i, gdzie zamówiona przeze mnie w „NOZ” herbata zimowa, nie dosyć, że była dostępna w letnim menu, to podano mi ją bardzo plastycznie, przez co, ze względów estetycznych i ze względów smakowych, pozostanie w mojej pamięci nie tylko do zimy;)
Jeśli chodzi o zimę, to upolowaliśmy już bilety na Święta Bożego Narodzenia i jak nic nie stanie nam na przeszkodzie, to od 21 grudnia będziemy w kraju, jednak do tego czasu, trzeba jeszcze trochę pomieszkać w Londynie… Ostatecznie mój powrót na Wyspy nastąpił dokładnie cztery miesiące od marcowego przylotu do Warszawy. Ponownie ze stolicy, pod skrzydłami LOT-u dotarłam do Londka,
tym razem z obowiązkową kartą pobytową w wersji elektronicznej. Gdybyście planowali przyjazd do Wielkiej Brytanii w najbliższym czasie, to koniecznie zajrzyjcie tutaj. Pierwszy dzień pracującego tygodnia obnażył prawdę o współczesnym Londynie, który przez kolejne dni, wciąż szokował mnie wszechobecną pustką.
Zwykle to tętniące życiem miasto, teraz, w szczycie wakacyjnego sezonu, przeraża ilością wciąż zamkniętych lokali usługowych, a w konsekwencji, grupowymi zwolnieniami w wielu sektorach gospodarki. I choć na co dzień, każdy stara się żyć normalnie, to jednak już nic nie jest takie jak dawniej…
Firmowa przeprowadzka do głównej siedziby firmy, dla której pracuję, sprawiła, że na codzienny spacer wybieram teraz pobliski St. James’s Park, gdzie mogę cieszyć się swoją przerwą pod gołym niebem, dopóki jesienne deszcze nie odbiorą mi tej przyjemności.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, tydzień po przylocie do Londynu, znów wybrałam się poza miasto, tym razem do… Cambridge, gdzie już jako typowa turystka umiliłam sobie czas 17km wędrówką po tym uroczym miasteczku.
Fotograficznie zatraciłam się nie tylko w architekturze budynków uniwersyteckich, ale również w roślinności tamtejszego Ogrodu Botanicznego, którego nie miałam okazji wcześniej odwiedzić, będąc tam w celach typowo służbowych.
Jeśli o pracy mowa, to lipiec zakończyłam wyjazdem do Portsmouth, ale bardzo napięty wtedy czas i wręcz listopadowa pogoda nie pozwoliły mi na żadne foto-wędrówki, za to do czytania w pociągu było wręcz idealnie… Cudem zdobyte jeszcze w Polsce książki, czekają cierpliwie na swój moment, ale najważniejsze, że już je mam w domowej biblioteczce. Nie było łatwo, ale się udało dzięki chęci dobrych ludzi!!!
Pozdrawiam ciepło!
Dodaj komentarz