Miesiąc w obiektywie – Czerwiec 2020
przez Ola @ Sierpień 5, 2020
CZERWIEC rozpoczął się dla mnie ponowną wizytą na Kujawach, gdzie dokładnie w Dzień Dziecka w rodzinnym domu malowałam z Małżonem ściany mojego dawnego pokoju, w którym jeszcze całkiem niedawno odbywałam kwarantannę.
Zaplanowany na 17 czerwca wylot do Londynu, sprawił, że na ostatniej prostej chcieliśmy jeszcze wszędzie dotrzeć, zrobić coś dobrego dla bliskich i zobaczyć się ze wszystkimi. Nie przypuszczałam, że przed końcem tego roku dane mi będzie zajrzeć do Łodzi, ale życie mile zaskakuje, dlatego nie tylko udało mi się spotkać wszystkie tamtejsze „Pokrewne Dusze”, ale i przy okazji doświadczyć urlopu… na RODos, w tym krajowym wydaniu;) Lokalna pogoda dopisała, przyroda zrobiła swoje, a właściciele ziemscy, u których gościliśmy podczas pobytu, zadbali o niezapomnianą atmosferę naszych wspólnych spotkań.
W połowie miesiąca, z równą przyjemnością, wróciliśmy do własnego domu, po tym jak bieżące obostrzenia anulowały mam lot do Londynu, najpierw ten na 17, potem na 22 czerwca, dając nam czas wolny aż do 2 lipca. Otrzymany prezent wykorzystaliśmy znów bardzo owocnie, meblując się dalej w naszym eM i spędzając czas na spotkaniach z wizytująca rodzinką i wspólnym odkrywaniu Trójmiasta.
W między czasie wróciłam do pracy zdalnej i zgodnie z rozkładem dnia spędzałam nad mailami większość godzin w tygodniu. Zaczęłam nawet trochę tęsknić do moich urozmaiconych obowiązków, wykonywanych w londyńskich warunkach, ale ostatecznie nie mogłam sobie wymarzyć bardziej dogodnych dla mnie warunków pracy jak te domowe.
Punktualnie o godzinie 16 zamykałam swój zawodowy „kramik” i płynnie przechodziłam w moją nadmorską codzienność. Może to się wydawać śmieszne, ale dopiero w tym wiosenno-letnim czasie udało nam się tak naprawdę pomieszkać u siebie…
i oglądać cudne zachody słońca bez wychodzenia z domu…
Codzienność bez planów bywa jednak czasem męcząca, szczególnie dla kogoś takiego jak ja:) Przylatując w marcu do kraju nie sądziłam, że na tyle tygodni będziemy mogli tu zostać. Szkoda tylko, że wtedy nie wiedzieliśmy ile w sumie tego polskiego czasu będzie nam dane, ponieważ tym owocniej można było go wykorzystać. Nie marudzę jednak, tylko cieszę się i doceniam, że w ogóle był nam dany i, że tyle dobrego wydarzyło się podczas tego „zamknięcia”.
Gdynię pożegnaliśmy na początku lipca, po tym jak dostaliśmy kolejną informację, że nasz wylot na Wyspy nadal nie będzie możliwy. Oczywiście, nikt z nas w ogóle się tym nie przejął, tylko spakowaliśmy plecaki i wyruszyliśmy w głąb kraju, by ponownie zawitać w nasze rodzinne strony, ale o tym już przy następnej okazji…
Trzymajcie się, pozdrawiam!
Dodaj komentarz