Islandia, cz. 2 – Złoty Krąg (Golden Circle)
przez Ola @ Luty 29, 2020
Nie będę oryginalną jeśli napiszę, że wyjazd na Islandię od dawna był moim marzeniem. Tak naprawdę problemem było tylko znalezienie odpowiedniego terminu, by móc w pełni skorzystać na tym wyjeździe.
Nie muszę dodawać, że większość osób, które tam były, mniej lub bardziej doradzały wyprawę w okresie wiosenno-letnim, ale, że i tak tamtejsza pogoda rządzi się własnymi prawami, to postanowiłam zobaczyć ją zimą, by mieć trochę śniegu na urodzinowym wyjeździe, którego tak bardzo mi brakuje w Anglii
i nie być rozczarowaną ewentualną anomalią pogodową w czasie, kiedy zwykle powinno być słonecznie i ciepło:) Teraz już wiem, że była to bardzo dobra decyzja, a przy okazji pogoda zrobiła swoje, by i tak urozmaicić nam ten wyjazd, ale po kolei…
Od wczesnego rana byliśmy w drodze do celu, choć dzień tak naprawdę zaczął się dopiero wschodem słońca przed godziną 10, znów obiecując błękitne niebo i mnóstwo wrażeń…
Od wyjazdu z Reykjaviku nie mogłam nacieszyć oczu mijanymi widokami, tym bezgranicznym krajobrazem i tą cudownie pustą przestrzenią… bez śladów człowieka.
Pierwszym przystankiem na naszej trasie był wiekowy krater wulkaniczny – Kerid, datowany na 3000 lat, z owalnym jeziorem na dnie o długości 270m, 170m szerokości i głębokim na 55m.
Jedna ze ścian krateru przystosowana jest turystycznie do przyjrzenia się turkusowej tafli jeziora z bliska, ale oczywiście nie w lutym, gdy jest zamarznięte:)
Spacer po górnej części krateru zajmuje około 45min. ale dla kontemplacji zastanych widoków warto poświęcić więcej minut, choć poza kraterem nie ma w okolicy większej atrakcji, dlatego ruszyliśmy dalej:)
Od 1979 roku, wodospad „Gullfoss” jest częścią naturalnego rezerwatu przyrody z całym okolicznym ekosystemem. Nie da się go porównać z żadnym innym w Europie…
Islandczycy uwielbiają legendy, dlatego co chwilę słyszeliśmy jakieś ciekawe historie. Jedna dotyczy Gullfoss’a (Gull – złoto, Foss – wodospad) i jest o chciwym farmerze, który przez całe życie gromadził bogactwo tylko dla siebie, ale gdy uświadomił sobie, że nadejdzie dzień jego śmierci i całe złoto trafi do kogoś innego, postanowił wrzucić wszystko do tego wodospadu, by nikt nie skorzystał. By zobaczyć Gullfoss w najlepszej jego odsłonie przygotowane zostały trasy widokowe – dolna i górna. Na dolnym tarasie ten jest prawie na wyciągnięcie ręki, ale nie warto podchodzić zbyt blisko, ponieważ łatwo zostać zmoczonym przez rozchlapującą wodę, szczególnie zimą, a nie jest to przyjemne, ponieważ to właśnie w tym miejscu było najzimniej podczas całego naszego pobytu na Islandii.
Dolny taras to idealne miejsce, by podziwiać tę podwójną moc wodospadu, ponieważ pierwsza, bardziej płaska kaskada liczy sobie 11m, ale druga już 21m, których woda spływa z ogromną siłą do wąwozu, łącząc się dalej z rzeką Hvita.
Jak już o wodzie mowa to Islandczycy mają się czym pochwalić. Nie tylko krystalicznie czyste powietrze było im dane, ale i.. „kranówka”, która jest naturalnie filtrowana i dociera do domów bezpośrednio ze źródeł geotermalnych, do których i my dotarliśmy,
by przyjrzeć się z bliska gejzerowi – Stokkur, w dolinie Haukadalur – nazywana ich ojczyzną, wyrzucającemu gorącą wodę nawet na wysokość 30m, średnio co 8min.
Już zupełnie na koniec dnia pojechaliśmy zobaczyć jeden z trzech parków krajobrazowych – Thingvellir, który powstał w 1928 roku, choć mam wrażenie, że cała Islandia to jeden wielki pomnik przyrody.
Thingvellir położony jest pomiędzy dwiema płytami tektonicznymi – euroazjatycką i północno-amerykańską, na północnym brzegu jeziora Thingvallavatn, które średnio, rocznie odsuwają się od siebie o około 2,5cm.
Od 2004 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO i… trudno się nie zgodzić z decyzją.
Jego nazwa – „Równina Parlamentu” nawiązuje do pierwszych obrad Althing’a jakie miały miejsce w tej części kraju od 930 roku. Tutaj też, w 1874 roku uroczystoście obchodzono rocznicę tysiąclecia zasiedlenia wyspy, a w 1944 jej niepodległość. To, co jest dla mnie najważniejsze to to, że znów udało mi się uchwycić trochę zimowej aury i dotlenić czystym powietrzem na spacerze w wąwozie – Almannagja,
a na koniec dnia, przyjrzeć się jeszcze z bliska lokalnym kucykom, które gdyby mogły mówić, to na pewno nie pozwoliłyby nazywać się w ten sposób;)
Mimo niepozornego wyglądu są bardzo silne i rzadko chorują, ale z uwagi na panujące na Islandii zasady, raz wywiezione z kraju, nie mogą tam wrócić…
Cdn…
Dodaj komentarz