Coś dla… Mamy

przez Ola @ Maj 25, 2013

Dziś Dzień Matki, a ja z powodu odległości, nie mogę osobiście złożyć życzeń mojej kochanej Mamie… Szkoda, że nie możemy posiedzieć przy dobrym cieście i rozciągać tych wspólnych godzin do późnej nocy:( Z tego powodu i z sentymentu, sięgnęłam po raz kolejny do pierwszej książki, którą napisała… To wyjątkowy egzemplarz w mojej domowej biblioteczce, ponieważ opowiada historię tych, których znam osobiście i właśnie to czyni tę książkę tak bardzo mi bliską… Zawsze, ilekroć ją czytam, utwierdzam się w przekonaniu, że jej autorka jest… niesamowitą kobietą, najdroższą przyjaciółką i najwspanialszą mamą – moją Mamą!!!

Pomysł na jej napisanie zrodził się już w 1985 roku, w nadmorskim klimacie Jastrzębiej Góry, ale dopiero dwadzieścia lat później, okrągła rocznica urodzin skłoniła Mamę do podsumowań tego, co minęło, a czas pozwolił w końcu przelać wszystko na papier…   tak jak to sobie kiedyś wymyśliła! Przez rok ogromnego zaangażowania i poświęcenia, stworzyła książkę, która jest dowodem na to, że… marzenia i plany staja się rzeczywistością, nawet jeśli trzeba na to trochę poczekać:) Powstała niesamowita pamiątka i bardzo cenne źródło informacji dla całej rodziny…

Tym bardziej, ogromnie się cieszę, że Mama znalazła czas na to, by napisać drugą, tym razem dotyczącą naszych praprzodków. Dzięki niej poznałam mnóstwo interesujących faktów i poszerzyłam wiadomości dotyczące genezy naszej licznej rodziny… Ale to nie koniec, bo właśnie tydzień temu odbyła się domowa premiera Jej najnowszego dzieła – Kroniki, w której zostały zamknięte wszystkie najważniejsze dokumenty. Najstarszy z nich datowany jest na… 2 maja 1867 roku i jest przedmałżeńską intercyzą mojego… pra-pra-pradziadka! Odnalezienie tych cennych dla nas śladów nie było łatwym zadaniem szczególnie, że moja rodzina pochodzi również z Ukrainy i Białorusi… 

Mama to jednak zodiakalny Koziorożec, więc musiała, a przede wszystkim chciała doprowadzić swój projekt do końca i tym samym ocaliła te dokumenty od zniszczenia, za co wszyscy jesteśmy Jej ogromnie wdzięczni! Kto wie, może pewnego dnia… siedząc tym razem na gdyńskiej plaży, znów pomarzy o czymś, co wkrótce się spełni… Jestem pewna, że tak będzie, bo to urodzona szczęściara – w każdym razie ja już czekam na Jej kolejne, twórcze pomysły:)

Teraz, na co dzień bardzo, ale to bardzo brakuje mi naszych wspólnych rozmów, podczas których „dzielimy ze sobą wspomnienia, których nikt nie zna, dzielimy smutki, których nikt nie rozumie i dzielimy radości, które są naszym tajemnym skarbem”.

Z niecierpliwością odliczam do następnego spotkania, kiedy to znów będziemy piły nasze ulubione herbaty i siedziały do późna, by sobie o wszystkim opowiedzieć, ponieważ… „nie ma jak u mamy – ciepły piec, cichy kąt. Nie ma jak u mamy – kto nie wierzy, robi błąd„.

2 komentarzy

Ola, wyglądacie z mamą jak dwie najlepsze przyjaciółki. Można tylko pozazdrościć. Pozdrawiam
Kasia

by Anonymous on 28 maja 2013 at 07:26. Odpowiedz #

To prawda!
Jak prawdziwe Psiapsióły nadajemy na tej samej fali… od zawsze!

by Ola on 28 maja 2013 at 17:27. Odpowiedz #

Dodaj komentarz

Nie będzie publikowany

Jeżeli posiadasz