Urlop w Beskidzie Sądeckim, czyli… wakacje z mapą w ręku, cz.2
przez Ola @ Lipiec 4, 2014
Krynica Zdrój – Tylicz
Pierwszy wakacyjny spacer zaczęliśmy już w dwie godziny po przyjeździe do Krynicy, bo szkoda było marnować czas i ładną, słoneczną pogodę na wnikliwe rozpakowywanie plecaków. To nic dziwnego, że tak szybko chcieliśmy poczuć górski klimat, skoro w to urokliwe i spokojne miejsce przyjechaliśmy jako przedstawiciele miejskich dżungli…
Jak już wspominałam ostatnio, do Tylicza poszliśmy na tzw. rozgrzewkę, ale jak się okazało po drodze, wcale nie była to taka prosta technicznie wycieczka:) ponieważ przejście na wytyczonych ścieżkach co jakiś czas tarasowały powalone przez wiatr lub ścięte mechanicznie drzewa. Wygląda więc na to, że sama wędrówka to za mało, dlatego natura zaaplikowała nam dodatkowe ćwiczenia w pakiecie:)
Przez te przeszkody w zielonej gęstwinie, do Tylicza dotarliśmy trochę później niż podawał przewodnik, ale nikt z nas nigdzie się nie spieszył, a dzień wolny od pracy był wystarczająco długi, by móc chłonąć leśną ciszę i cieszyć oczy sielskimi widokami bez spoglądania na zegarek.
Jak podają historyczne źródła, malutki Tylicz powstał w XIII wieku przy szlaku handlowym na Węgry. W 1363 roku Kazimierz Wielki nazwał tę wieś Miastkiem, a która z czasem faktycznie się tym miastem stała… Jednak, gdy lokalna, wołosko – ruska społeczność zaczęła przenosić się w inne rejony Miastko formalnie znów stało się wsią. W telegraficznym skrócie dodam jeszcze, że w XVII wieku, z pomocą ówczesnego biskupa krakowskiego ponownie przywrócono Miastku prawa miejskie i zmieniono nazwę na Tylicz, która obowiązuje do dziś.
Pierwszy postój zrobiliśmy na tamtejszym rynku…
gdzie przy okazji Bożego Ciała odwiedziliśmy sąsiadujące ze sobą kościoły – drewniany z 1612 roku – św. Piotra i Pawła, z barokową amboną, chrzcielnicą i organami
oraz kościół nowy – pw. Imienia Maryi.
Drugi postój wypadł nam podczas degustacji lokalnego jadła… w „Wiejskiej Chacie”, gdzie nabraliśmy mocy i wróciliśmy do Krynicy, by w drodze do naszej noclegowej bazy… pospacerować jeszcze po głównym deptaku:)
Na degustację wód mineralnych było już jednak za późno, ale obiecaliśmy sobie, że na pewno przed wyjazdem, przypomnimy smaki tych najbardziej flagowych, czyli „Jan” i „Zuber”:)
To tyle na dziś z mojego pierwszego, ale oczywiście nie ostatniego spaceru w Beskidzie Sądeckim. Kolejne relacje już wkrótce, a tymczasem życzę słonecznego i typowo wakacyjnego weekendu.
Pozdrawiam!
Cdn…
Dodaj komentarz