Tallin, cz.2
przez Ola @ Marzec 13, 2019
Kiedy już nacieszyliśmy się bardziej naszą średniowieczną lokalizacją, postanowiliśmy wybrać się poza mury Starego Miasta
i zwiedzić dzielnicę Kadriorg, słynącą m.in. z drewnianej zabudowy, podobnej do tej, która urzekła nas na Kipsali w Rydze…
Mróz jednak był na tyle odczuwalny, że dużo przyjemniej trzymało się w rękach kubek z gorącą herbatą niż aparat, ale udało nam się jednak zrobić kilka fotek.
By zdążyć zobaczyć tę stonowaną architekturę przed końcem dnia, dojechaliśmy z centrum tramwajem, równie zabytkowym, co większość miasta. Stanowiło to swego rodzaju atrakcję, bo na co dzień takich pojazdów u siebie nie mamy:)
Nie byłam specjalnie zdziwiona słysząc na ulicy język francuski, ponieważ główny park w tej części Tallina to dla mieszkańców taki… lokalny Wersal:) Bardzo łatwo wyobrazić sobie to miejsce w wiosennej, czy letniej oprawie i spacerujące po zielonym labiryncie żywopłotów damy w pastelowych sukniach z epoki:)
Pałac „Kadriorg” (na Weizenbergi 3), którego nazwa oznacza… „Dolinę Katarzyny”, powstał z miłości do drugiej żony cara Piotra I i był jego letnią rezydencją. Zbudowany w XVIII wieku, na wzór ówczesnych włoskich pałaców, został uznany za najpiękniejszy tego typu kompleks w krajach nadbałtyckich. Obecnie jest siedzibą prezydenta Estonii, choć trudno w to uwierzyć, ponieważ mogliśmy podejść pod same drzwi zupełnie wolni od jakiejkolwiek barierki, czy ochrony.
Metą tego odcinka był pomnik „Rusałki”, skierowany w stronę morza, gdzie w 1893 roku zatonął okręt wojskowy o tej nazwie ze 177 żołnierzami na pokładzie.
Pomimo dość późnej pory, udało nam się jeszcze usiąść przy stoliku w najstarszej kawiarence „Maiasmokk” (przy Pikk 16) na Starym Mieście, która czeka na swoich gości do godz. 21.
„Łasuch” oprócz aromatycznej kawy i pysznych ciast oferuje również słodycze krajowej produkcji, w tym obowiązkowo estońską dumę narodową, czyli… marcepan. Prawdziwe łasuchy mogą zakupić te ręcznie robione, migdałowe pyszności w firmowym sklepie pod tym samym adresem lub w każdym innym „spożywczaku” w kraju, ponieważ „Kalev” znaczy tam tyle samo, co „Laima” w Rydze i… „Wedel” w Polsce;)
Oczywiście, my też zrobiliśmy sobie słodki zapas i następnego dnia rano, zgodnie z planem, wypłynęliśmy do Helsinek…
Dodaj komentarz