Z wizytą w Weronie
przez Ola @ Październik 17, 2018
Pierwszym przystankiem na naszej urlopowej trasie była Werona, która jak na włoskie miasto przystało, nie zawiodło pogodą, architekturą i.. jedzeniem:)
Zaraz po przylocie zostawiliśmy plecaki w naszym tymczasowym lokum i ruszyliśmy w miasto…
Mieszkanie, w którym się zatrzymaliśmy znajdowało się blisko mostu łukowego z I w p.n.e – Ponte della Pietra, skąd dzieliła nas niewielka odległość do pozostałych miejsc z naszej listy.
Z uwagi na wczesną porę dnia, na pierwszym planie i tak dominował aromat świeżo mielonej kawy, który towarzyszył nam w dalszym zwiedzaniu i której oczywiście nie mogliśmy się oprzeć… Z kafejkami we Włoszech jest trochę jak z pubami w Anglii – zabraknie życia, by je wszystkie zobaczyć, ponieważ są dosłownie wszędzie, ale spacer w takim otoczeniu jest jak najbardziej możliwy, a nawet nieunikniony:) Kawę piliśmy m.in. w Cafe Borsari i w Duchi Cafe, ale mam wrażenie, że tam w każdej, nawet najmniejszej kafejce wiedzą jak ją właściwie przyrządzić.
Słodkim dodatkiem do naszego spaceru było „Semifreddo” - lokalne ciastko lodowe, które powstało w Weronie w 1939 roku w lodziarni „Savoia”. Jest to kombinacja niesamowicie kremowej śmietany, ciasteczek Amaretto i migdałów z Ligurii – palce lizać!
Nabrzeżem dotarliśmy do zamku – Castelvecchio z II połowy XIVw, gdzie obecnie znajduje się Muzeum Miejskie, a dotarcie do wspomnianego zamku od tej strony możliwe jest dzięki - Ponte Scaligero, który to most warto zobaczyć również po zmierzchu.
Wędrując ulicami Werony zajrzeliśmy na największy plac w mieście – Piazza Bra o powierzchni 6000 m kw. z bramą, stanowiącą cześć murów miejskich. Wielbiciele starożytnych pamiątek mogą spędzić czas w Museo Lappidario Maffeiano, czy zwiedzić amfiteatr rzymski – trzeci, co do wielkości amfiteatr we Włoszech – po tym w Rzymie i w Kampanii.
Nie mogliśmy nie odwiedzić też domu szekspirowskiej Julii, chociaż od razu było wiadomo, że i bez naszej wizyty nie będzie tam sama:) Nieodłącznym dodatkiem do tej wizyty jest również dotknięcie jej piersi, co uchodzi tutaj za symbol szczęścia w miłości, dlatego mało kto przechodzi obok tego zwyczaju obojętnie:) Jak się okazało na miejscu wiele osób zostawia tam też swoje miłosne życzenia, pisząc je na kolorowych, kartkach, bezpośrednio na ścianach, czy grawerując na kłódkach. Miłość jest po prostu wszędzie!
Patrząc na moje zdjęcia trudno uwierzyć w tłum jaki nam wtedy towarzyszył, ale muszę przyznać, ze ludzie naprawdę kulturalnie podchodzili do tematu, a i ja, odkąd robię zdjęcia, nauczyłam się cierpliwości, czekając na ten odpowiedni moment…
Z ludźmi, czy bez Werona ma swój urok… i jak na miasto miłości przystało, łatwo się tam zakochać:) Architektoniczne detale można fotografować bez końca i choć każdy zakątek zachwyca wyjątkową atmosferą, to ja byłam już myślami na bardziej górzystym terenie, który czekał na nas jakieś 60km na północ od Werony. To oczywiście niczego nie zmieniło i ruszyliśmy w dalszą drogę dopiero następnego dnia, zgodnie z wcześniejszym planem:)
Praktyczne informacje:
1. Dom Julii znajduje się przy via Capello 23 i można go zwiedzić w cenie €7.
Co ciekawe słynny balkon został zbudowany dopiero w 1935 roku, a sam Szekspir nigdy nie odwiedził Werony. W przeciwieństwie do Casa di Giulietta, dom Romea przy via Arche Scaligere 2-4 jest własnością prywatną i nie jest dostępny dla zwiedzających.
2. Biorąc pod uwagę ceny pojedynczych biletów do głównych zabytków takich jak Arena – €10, Dom Julii – €7, wieża widokowa Torre dei Lamberti – €8, czy Katedra – €3, kupno karty miejskiej – VeronaCard, umożliwiającej wejście za darmo do większości z tych obiektów lub z korzystną zniżką jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
Ci vediamo dopo!
Dodaj komentarz